sobota, 31 maja 2014

Wołał do mnie łosoś, czyli Golden Rose 64!

Dzisiaj mam dla Was mani dość delikatne. Ostatnio podczas wizyty w Golden Rose pewien łosoś wręcz krzyczał z półki "weź mnie, weź mnie!" - jak mogłabym go tam zostawić :)


Golden Rose Rich Color 64 wylądował od razu na paznokciach. Lakiery maja bardzo fajne, wygodne pędzelki. Szerokie i ścięte na półokrągło. Ten lakier to chyba dwie warstwy nawet. Niestety ostatnio moje mani są lekko przeterminowane i jak nie napiszę notki od razu, zapominam ile czego dałam.. Wybaczcie. Poprawię się!




















Na ten śliczny odcień postanowiłam dorzucić mgiełkę Golden Rose Paris 98. Uwielbiam ją. Pasuje do wszystkiego i z każdego lakieru robi niesamowite cudeńko.


Całość pokryłam jak zawsze INM Out The Door. To mój naczelny top coat. Już w zasadzie w ogóle nie używam innych. Fajnei wysusza, nie ściąga mi nic z żadnej strony. Myślę, że dobrze przedłuża trwałość. Przy mojej pracy aż dziw, że mani trzyma się po 3-4 dni bez szwanku (potem zmywam, bo mi się nudzi :D). Jak już coś się z nim dzieje, to bardziej pęka niż coś odpryskuje. Ścierają się końcówki. Nie pamiętam wręcz kiedy ostatnio miałam jakiś odprysk.

 








Pazurki już trochę odrosły od zielonego mani. Kształt bardzo mi leżał w tym czasie. Myślę, że to takie moje optimum. Obecnie już mam dwa następne mani na stanie i paznokcie o wiele dłuższe, ale to zobaczycie za kilka dni i ocenicie.


Poniżej mam zdjęcia w słońcu.





















Mam też dla Was dwa makijaże zrobione pod to mani.



Oba  makijaże wykonane są w większości przy pomocy paletki Sleek Oh So Special. Teraz to właśnie cienie tej firmy królują w moich makijażach, bo to nowe nabytki :) Zakochałam się w nich i muszę wypróbować wszystkie :D

Poniżej użyte kosmetyki.


środa, 28 maja 2014

Potwór z Bagien, czyli China Glaze Budding Romance spotyka Orly It's Not Rocket Science!

Dzisiaj pokażę Wam dwa "brzydalki", które albo ktoś pokocha albo znienawidzi. Ja osobiście mam słabość do takich kolorków. Wszelkie zgniłe zielenie, błotkowe brązy i inne rozkładające się istoty jakoś mnie zawsze łapią za moje lakierowe serducho.


Główne role w tej Opowieści o Potworze z Bagien grają China Glaze Budding Romance i Orly It's Not Rocket Science.

 


















Jeżeli chodzi o ChG Budding Romance to jest to na pewno unikalny kolor. Trochę może żelkowy, niestety nie kryje specjalnie dobrze. Ja zdaje się dałam trzy grubsze warstwy. Na 100% niestety Wam nie napiszę, bo już nie pamiętam. Lakier ten zagościł na wszystkich paznokciach.


Na serdecznym i środkowym dodatkowo na ChG wylądował Orly It's Not Rocket Science. Szczerze mówiąc za nazwę wzięłabym bez zastanowienia ChG Zombie Zest, jednak Orly nawinął mi się po drodze. Zdaje się są mega podobne, więc Chinkę odpuściłam. Kolor, wykończenie, urok osobisty - skradły moje serce! Mam słabość do takich lakierów i już!

Orly dałam dwie warstwy, malowało się bezproblemowo.


Paznokcie tutaj już nieco skrócone, jak na pewno zauważycie. Głównie kształt chciałam poprawić, ale zdaje się po zmyciu żółtego neona ujrzałam lekkie rozdwojenie. Wolałam dmuchać na zimne i skróciłam wszystko.



















Świetnie czułam się w tym mani. Wiem, że nie każdemu leżą takie kolory, ale ja pod wpływem tego mani zakupiłam nawet nową paletkę Sleek'a. Lubię dopasowywać makijaż pod paznokcie, o czym się zapewne przekonacie w przyszłości. Także jakby kto pytał, do mojej rodziny cieni dołączyła paletka Sleek Shangri-la Supreme.


Całość pokryłam jedną warstwą INM Out The Door. Na Orly dało to idealną taflę. Ten lakier nawet zmywał się przyjemnie. Nie było problemów, jak z brokatami.

Mam dla Was także jedno zdjęcie w świetle sztucznym. Pod lampa pierścieniową. Zazwyczaj nie uznaję zdjęć mani w innym świetle niż naturalne, dzienne. Myślę jednak, że warto dla samego porównania zobaczyć.


Poniżej makijaż, jeszcze bez użycia nowej paletki :) Tutaj wykombinowałam połączenie kilku cieni jakie akurat miałam, żeby stworzyć coś na kształt zgniłej zieleni. Taki delikatny dzienniak wyszedł. Tak, tak właśnie maluję się w wersji light :) Uwielbiam mocne makijaże, nawet w południe.



Użyte lakiery.


Jak Wam się podoba?

niedziela, 25 maja 2014

Neonowy marmurek od Lemax!

Troszkę mnie wcięło ostatnio i jakoś nie starczyło czasu na pisanie - wybaczcie. Dzisiaj pokażę Wam obiecanego żółtego neona marmurkowego firmy Lemax.

Tak jak pisałam ostatnio, proszę pomińmy zgubiony kształt pazurków. Bardzo chciałam pokazać Wam lakier, a dopiero na zdjęciach zobaczyłam, że z kształtem jest aż tak źle. To był czas niemocy pilnikowej. Strach trochę wtedy piłować, bo zazwyczaj mi nie wychodzi i kończę z paznokciami na zero. Także lepiej przeczekać. Następny post już będzie z ładnymi migdałkami ;)


Jakiś czas temu zobaczyłam, że firma Lemax wypuściła marmurki neonowe. Bardzo spodobały mi się ich posypane pieprzem poprzednie kolorki, więc i neonów nie mogłam sobie odmówić. Lakierów stacjonarnie nie widziałam u siebie, więc zamówiłam je na Allegro u sprzedawcy Promoto-Promoto.




















Oprócz marmurków kupiłam też kilka kremowych kolorów, m.in. neonowy żółty w charakterystycznej dzbanuszkowej butelce również firmy Lemax. Nie ma on zdaje się numerka. To właśnie chyba ze trzy warstwy tego lakieru dałam pod marmurka.


Niestety moja neonowa baza nie kryła zbyt dobrze. Wydaje mi się, że dałam trzy warstwy i daleka droga była przede mną do zakrycia końcówek. Cóż - urok neonów.

Marmurek krył chyba ciut lepiej. Jego dałam dwie warstwy i stwierdziłam, że już na więcej nie mam siły. Wyglądało nieźle na żywo.


Poniżej mam kilka zdjęć w słońcu. Troszkę widać przebijające końcówki. Na żywo też tylko pod słońce rzucały się lekko w oczy. Może nawet mniej niż tutaj na zdjęciach. Tak czy owak nie miałam siły na więcej warstw. Lepiej chyba dać biały pod spód.


Całość pokryta jak zwykle topem INM. Troszkę ręka mi się trzęsła przy czyszczeniu skórek, więc mani wygląda na lekko starawe. Jakbym już na dzień dobry miała odrost. Tutaj czyściłam pędzelkiem i stwierdzam, że jednak lepiej mi to wychodzi korektorem do lakieru. Mój ulubiony z Donegala wycofali (wiecznie mi coś wycofują!), ale kupiłam podobny u Promoto. Zobacz czy się sprawdzi tak samo dobrze.




















Mani daleko do perfekcji. Mam nadzieję, że mimo to Wam się spodoba.


Użyte lakiery.


Nawet makijaż miałam pod kolor, bo niedawno skusiłam się na paletkę cieni Sleek Acid. Neony pełna gębą więc :D Nie mam na razie możliwości sfotografować dla Was makijażu w dobrej jakości (może za jakiś czas, moooooże), ale i tak Wam pokażę ;) Taki mój mały debiut. Na razie tylko oczka, bo jakoś nie dorosłam do pokazania całej buzi ;) Zdecydowanie za dużo kompleksów.



(edit: Podmieniłam zdjęcie makijażu. Musicie wiedzieć, że mam straszny kompleks brwiowy. Zazwyczaj się ich pozbywałam ze zdjęć make up'ów, ale moje kochane dziewczyny wizażowe stwierdziły, że koniecznie z brwiami, że bez nich zaburzony jest odbiór. Także, "z brwiami" ;) Choć i tak ich nie lubię..)

Jak Wam się podoba? Jest sens dokładać do tego makijaże w tak biednej formie? Technicznie jestem jeszcze mocno amatorem, ale uczę się. Nie mam też sprzętu pozwalającego sfotografować makijaż lepiej, ale często dopasowuję go do mani, więc mógłby to być taki "bonus". Jeżeli spodoba Wam się mimo niedociągnięć, będzie się pojawiał taki mały dodatek. Jeżeli uznacie, że nie ma sensu na razie - poczekam na lepsze warunki sprzętowe.

piątek, 16 maja 2014

Czerwona pomarańcza, czyli Salon Perfect Exploded

Na początek przeproszę Was za jakość zdjęć. Telefon zwariował. Nie chciał w ogóle złapać ostrości na tym lakierze. Wyciągnęłam co się dało z tych zdjęć, ale średnio jest..


Lakiery Salon Perfect z kolekcji Neon Collision chodziły za mną bardzo długo. Nie było nawet mowy o dostaniu ich w PL. Za straszne pieniądze zamawiałam je z zagranicy. Warto było, teraz mogę spać spokojnie :D

 


















Wracając do samego zestawienia. Dałam dwie warstwy Joko J106 Paradise Coral i półtorej warstwy Salon Perfect Exploded. Półtorej ponieważ dałam jedną i potem miejscami dołożyłam drobinek.



Lakier SP Exploded to zestawienie pomarańczowo-różowego i żółtego brokatu w bezbarwnej bazie. Mega zestaw. Kolor w butelce to pomarańcz, ale taki czerwonawy właśnie. Zwłaszcza przy dwóch pozostałych pomarańczkach z kolekcji.




















Całość pokryta jest jedną warstwą bezbarwnego lakieru Color Club oraz jedną warstwą INM Out The Door. Nie było idealnie gładko. Nic już nie haczyło, ale do tafli chyba jeszcze daleko. Topożerca no :D


Jak patrzę na zdjęcia mam wrażenie, że kształt się trochę zgubił już. Niestety nie miałam ani czasu, ani weny na piłowanie. Następne mani też było jeszcze na takich pazurkach, także możecie się spodziewać kolejnych lekko spaczonych migdałków. Niestety u mnie migdałki wymagają częstego piłowania, bardzo szybko tracą "charakter".

 


















Mam nadzieję, że coś się da na tych zdjęciach dojrzeć. Lakiery są na prawdę mega pozytywne, kolorowe. Myślę, że w lecie będą często u mnie gościć na paznokciach.



wtorek, 13 maja 2014

Fioletowe cudo, czyli Zoya Aurora *.*

Zoya Aurora - była warta każdego grosza! To najpiękniejszy fioletowy lakier pod słońcem. Pod słońcem, dosłownie!


Pod lakierem Zoya jest Joko J117 Sweet Plum. Dałam jedną warstwę Joko i dwie lakieru Zoya. Idealnie pokryły płytkę.


Zoya jest tutaj gwoździem programu, ale może słowo o pozostałych elementach mani. Jasny lakier na serdecznym i środkowym to Essie To Buy Or Not To Buy.


Całość prezentowała się nieźle, jednak naszło mnie jeszcze na wzorek. Użyłam płytki Pueen Stamping Buffet 59 oraz lakieru do stempli Konad.


Poniżej chciałam pokazać Wam zdjęcia w słońcu. Zoya jest powalająca w słońcu, ale telefon nie chciał pokazać efektu. To niemal liniowe refleksy. Super!


Mani pokryłam topem INM, sam wzorek również Golden Rose Gel Look. Ciekawostką jest, że Zoya świetnie się zmyła, nie było żadnych problemów podobnych jak przy brokatach.


















Poniżej użyte lakiery i płytka